pożyczki
Wesprzyj nas!

Fundacja JOKOT
ul. Klaudyny 38 m. 75
01-684 Warszawa
PL 60102010260000140201820927
SWIFT: BPKOPLPW

center

 

 

 

 

 

 

 

Przebudowę strony sfinansowali:

 

Dane Fundacji
Fundacja JOKOT
ul. Klaudyny 38 m. 75
01-684 Warszawa 

 

NIP: 1182056566
REGON: 142786105
KRS: 0000376604

Cudowna historia o adopcji i apel

💕Poniedziałek zaczynamy od fantastycznej historii adopcji napisanej przez Elizę, która od listopada powiększyła swoją kocią gromadkę z jednego kota do trzech 

 

"Cześć, może niektóre osoby, które tu zaglądają pamiętają takie dwie kochane kotki jak Mangalarga i Urna?

Zanim je przygarnęłam, miałam już w domu jednego kota, chłopca znalezionego w miejscowości działkowej na Mazurach. Bardzo we mnie zapatrzony, chociaż nie zakładałam że polubi mnie bardziej od rodziców, z którymi wówczas mieszkałam. Znacie historie o tym, jak ktoś adoptuje psa ze schroniska i ten pies potem przez cały czas drepcze za właścicielem, prawda? Ja tak miałam właśnie z moim czarno-białym Felkiem.

Kilka miesięcy później się wyprowadziłam i podjęłam decyzję o adopcji kolejnego kota. Felek świetnie sobie radził w nowym otoczeniu, łatwo się adaptował do nowych warunków, zaś mi zależało by miał jakieś towarzystwo. Zgłosiłam się do Koty i inne psoty - domu tymczasowego Fundacji JOKOT.

Maja po pierwszej wizycie w domu i ustaleniu warunków, które doprowadziliby do adopcji, wysłała mi kilka propozycji. Już na starcie zakochałam się w Urnie, drobnej koteczce o burym umaszczeniu i wielkich oczach - wiedziałam że jest półdzika i że będę musiała poświecić jej dużo uwagi, ale absolutnie mnie to nie zniechęcało. Mój partner natomiast od początku zakochał się w Mangalardze, ślicznej burej szylkretce, o magicznym charakterze. Kolejna wizyta przedadopcyjna, tym razem u Koty i inne psoty, zacementowała jedynie decyzję o adopcji dwóch kotek. Nieśmiała Umka, która delikatnie dotykała noskiem moich palców podczas wizyty i odważna Manga, która zawijając na wszystkie strony ogonkiem wyciągała od nas suszone smaczki. Zakochaliśmy się w nich na zabój.

Nastał dzień zero - mieszkanie przygotowane na prowadzenie socjalizacji z izolacją, jeszcze kilka upiększeń, czyli odwiedziny na Hali Mirowskiej i kupno owsu i surowego mięsa, żeby elegancko ugościć nowe domowniczki. Pierwszego dnia dziewczyny od razu schowały się za łóżko w małym pokoju, nie chciały jeść, nie chciały się bawić. Bardzo mnie to martwiło. Koło 23.00 postanowiłam pokroić im mięso i... Bingo! Powolutku wypełzły, byliśmy bardzo poruszeni głośnym mlaskaniem. Nie naciskaliśmy na interakcję, ale obserwowaliśmy z oddali jak jedzą z apetytem surowiznę.

Kolejne dni to była codzienna praca nad przyzwyczajeniem ich do nas, Manga dość szybko się przekonała, ale Umka pozwalała się dotykać jedynie gdy widziała że ta pierwsza oddaje się pieszczotom. Felek tymczasem był bardzo zafascynowany światem po drugiej stronie drzwi, przesiadywał pod nimi i uważnie nasłuchiwał.

Po raz pierwszy entuzjazm nam zmalał, gdy podczas pierwszych wymian zapachami kotów, Manga zamieniła się w czołg i wywarzyła drzwi. Wiecie, były to drzwi przesuwane w harmonikę, jednak byliśmy pewni że zabezpieczenia (sztuk 4) poradzą sobie z kotem - nawet robiliśmy kilka testów z Felkiem, żeby się przekonać, a także sami naciskaliśmy na drzwi. Manga jednak ewidentnie chciała już wyjść z pokoju. Uciekła ona, uciekła Umka, Felek się zestresował, zanim zdążyliśmy złapać dziewczyny doszło do syków i łapoczynów, Umka też przeżyła duży stres, bo próbowaliśmy ją złapać. Popłakałam się wówczas z emocji. Po kilku chwilach jednak trzeba było coś wymyślić, bo wiedzieliśmy że sytuacja może się znowu powtórzyć. Dwa dodatkowe zabezpieczenia, plus fotel na od strony korytarza (żeby drzwi były zablokowane) i teczka od wewnątrz (również w tym celu co fotel). Wyobraźcie sobie zdziwienie, jak nas ktoś dowiedział i widział te warownię.

Jednak Manga była coraz bardziej zawzięta, robiła wszystko aby się przedrzeć - wygryzła dziurę w drzwiach, przeciskała się zawsze gdy tylko słyszała ruch na korytarzu, głośno płakała. Nowa decyzja i mała zmiana koncepcji - Felek będzie zamknięty w dużym pokoju, a dziewczęta będą mieć do dyspozycji resztę mieszkania. Felek oczywiście nie był szczególnie zachwycony, ale był gotów to przeżyć.

W międzyczasie socjalizacja z izolacją posuwała się bardzo powoli do przodu, a ja ciagle miałam wsparcie merytoryczne od fundacji. Nie była to sytuacja idealna, ale nie wszystko udaje się w życiu idealnie. Trochę działo się u nas w kratkę - raz nasza wesoła trójka się tolerowała, a raz wybuchały bójki i należało się cofnąć. Raz Felek leżał z Mangusią i wylizywał jej futro, a już dzień później podgryzał ją, gdy za bardzo się zbliżyła i patrzył na mnie z wyrzutem, jakby chciał powiedzieć ,,Myślałem że one tu tylko przejazdem, a nie na stałe!” i tak w kółko, ale nie poddawaliśmy się. Czasem ludzie robią dokocenie i trwa to dwa tygodnie, czasem miesiąc, a czytałam też że czasem może trwać to rok.

Od marca był lekki przełom, bójki występowały rzadko, najczęściej z dwóch powodów - tego że Manga albo Umka podchodziły zbyt blisko i Felek widocznie uznawał to za naruszanie swojej cielesności, a czasem ponieważ Umka chciała się bawić, gdy Felek chciał pospać i zaczepiała go, aż nie wstał i nie zdenerwował się. W kwietniu Manga skończyła dwa lata, w czerwcu tyle samo skończyła Umka, obie się trochę uspokoiły z zachowania, co bardzo wpłynęło również na mojego pierwokotnego. Zaczął im pozwalać na spanie obok siebie, czasem sam do nich przychodzi, z rana gdy otwieram drzwi wszystkie dzieciaki wymieniają się pozdrowieniami krocząc dumnie w swoją stronę z wysoko podniesionymi ogonkami, obwąchują się i dotykają noskami, w zespole ganiają po mieszkaniu muchy i biedronki, gdy na klatce schodowej wydarzy się coś głośnego to wszystkie w popłochu biegną do siebie, a także wspólnie jedzą posiłki. Wciąż raz na kilka dni zdarzy się bójka, dlatego oddzielam kociaki na noc, ale jestem bardzo dobrej myśli.

Pod koniec lipca lub na początku sierpnia dwa lata ukończy Felek, pewnie też się trochę uspokoi z charakteru.

Jestem bardzo szczęśliwa, że zdecydowałam się na adopcję. Obserwacja kotów, tego jak uczą się wzajemnie swoich zachowań, jak się otwierają na siebie i na mnie, jak przyzwyczajają się do codzienności - naprawdę sprawia to dużo radości i satysfakcji. Mangalarga nadal wszystko taranuje, jeśli pragnie coś zdobyć, ale przy okazji nauczyła się wokalizować od Felka. Teraz jeśli chce zwrócić na siebie uwagę to daje mi o tym znać miaucząc albo wydając śmieszne gruchające dźwięki. Łatwiej jest się dzięki temu z nią dogadać. Jest tak bardzo pewna siebie, że zawsze przychodzi razem z Felkiem przywitać gości i zawsze jest pierwsza u nich na kolanach. Urna stała się pewniejsza siebie, również przychodzi na powitanie, ale czasem stoi bliżej, a czasem dalej od drzwi. Często przychodzi sama, żeby poprosić o czułości, spaceruje po brzuchu, po nogach, próbuje barankować, ale troszeczkę się wstydzi. Czasem jak jest niezadowolona albo bardzo szczęśliwa, to też daje mi znać miaucząc. Wciąż ćwiczę przenoszenie jej, żeby ułatwić na wizyty w klinice weterynaryjnej, ale idzie nam coraz lepiej. Felek nauczył się od dziewczyn, że podczas zabawy trzeba się jednak postarać, bo przez pierwsze tygodnie w ogóle za nimi nie nadążał. Chyba zaczyna też rozumieć, że można się jednak podzielić rodzicami, bo nikt nie zamierza go odsuwać na bok.

Kończę ten długi wywód życząc wszystkim osobom, które będą adoptować koty - dajcie sobie czas. Kot, tak samo jak pies, to nie zabawka, ma swój charakter i czasem trzeba pójść na kompromis, aby coś wspólnie wypracować. Nie zawsze wszystko się uda w przeciągu dnia, tygodnia czy miesiąca - czasem trzeba dłuższej pracy i mam nadzieję, że was to nie odstrasza."

 

Jeśli podoba Wam się to, co robimy dla kotów i chcecie nas wesprzeć w pomaganiu, możecie dorzucić się do zbiórki:
https://zrzutka.pl/profil/fundacja-jokot

 
Dodaj link do:
www.facebook.com